Rozmowa z bytomskim radnym Prawa i
Sprawiedliwości, Maciejem Bartkowem
– Jak zdrowie panie radny?
– Dziękuję, nie narzekam.
– Bardzo się zmieniło pana codzienne życie
w czasie pandemii?
– Raczej nie. Oczywiście stosuję się do wszystkich obostrzeń,
z jakimi mamy dzisiaj do czynienia, jednakże pracuję normalnie, wypełniam
obowiązki radnego, spotykam się z ludźmi starając się pomóc
w rozwiązaniu ich problemów. Jestem również szczęśliwym posiadaczem psa,
którego rasa wymusza konieczność długich spacerów. To także nie zmieniło się
w czasie pandemii, a codzienne spacery w Świerklańcu są miłym
urozmaiceniem dnia.
– Jaki będzie świat po koronawirusie? Jak się zmienią
relacje międzyludzkie?
– Mam nadzieję, iż jedyną zmianą będzie dostrzeżenie, że
życie wolne od konsumpcjonizmu jest możliwe. Że dostrzeżemy walory życia
duchowego, docenimy spotkania z przyjaciółmi i drobne przyjemności,
w jakie obfituje każdy dzień naszego życia, a których jakże często
nawet nie dostrzegaliśmy. Chciałbym, abyśmy jako wspólnota, zaczęli stosować
się do nauczania Jana Pawła II, który niejednokrotnie powtarzał, że warto
bardziej „być” niż „mieć”.
– Rządowe obostrzenia są odpowiednie do sytuacji, czy
też przesadzone?
– Myślę, że szybka i stanowcza reakcja polskiego rządu
ustrzegła nas przed drogą, jaką podążyły Włochy czy Hiszpania. Dzięki tym
decyzjom polscy lekarze nie stanęli przed dylematem kogo leczyć, a kogo
zostawić samemu sobie. Aż strach pomyśleć, jak wyglądałaby Polska, gdyby wciąż
rządziła Platforma Obywatelska, a na czele resortu zdrowia stał np.
Bartosz Arłukowicz. Jestem przekonany, że – tak jak w przypadku pandemii
świńskiej grypy w latach 2009-2010 – Ewa Kopacz twierdziłaby, że żadnej
pandemii nie ma, a Bartosz Arłukowicz, jak słyszeliśmy na „taśmach
prawdy”, proponowałby likwidację kolejnych szpitali.
– A co pan myśli o kolejnych etapach
luzowania obostrzeń?
– Jestem zwolennikiem jak najszybszego powrotu do
normalności. Uważam, że działania podjęte przez rząd skutecznie uchroniły nas
przed masowymi zarażeniami i pierwszy etap pandemii mamy już za sobą. Mam
nadzieję, że szybko zostaną otwarte sklepy, firmy, puby i urzędy przy
jednoczesnym utrzymaniu obowiązku noszenia maseczki, która minimalizuje zagrożenie
zarażania ludzi przez nieświadomych nosicieli wirusa.
– Jak pan ocenia rządową tarczę antykryzysową?
– Mamy do czynienia z sytuacja ekstraordynaryjną,
z jaką nikt wcześniej w Polsce się nie zmagał. Stąd też
i działania muszą być nadzwyczajne i pionierskie. Myślę, że tarcza
pomoże polskim przedsiębiorcom przetrwać i zapewni konieczną pomoc. Tym
bardziej, że jak widzimy, nie jest to sztywny dokument, ale ustawa, która
podlega ciągłym, dostosowanym do aktualnej sytuacji modyfikacjom.
– Czy czeka nas załamanie gospodarcze?
– Zapewne będziemy mieli do czynienia – i to
w skali globalnej – z kryzysem gospodarczym. Jeśli jednak chodzi
o Polskę, to, jako optymista uważam, iż szybko sobie z nim poradzimy.
– Samorządy już teraz prognozują, że z powodu
koronawirusa będą miały ogromne kłopoty finansowe. Czy rząd ma w tej
kwestii coś do zrobienia?
– Od dawna widzę, że jedyne co naprawdę dobrze wychodzi
samorządowcom, to wieczne narzekanie i żądanie od rządu kolejnych
pieniędzy. Niedawno totalna opozycja wieściła olbrzymie problemy finansowe
samorządów, związane z rzekomo drastycznie mniejszymi wpływami do budżetów
miast, spowodowane obniżką podatku PIT dla Polaków. Te kasandryczne wizje nie
znalazły oczywiście odbicia w rzeczywistości, a samorządy dostają z budżetu
państwa tyle pieniędzy, o ilu pod rządami Platformy Obywatelskiej nie
mogły nawet marzyć. Jedynym remedium, jakie mogę wskazać na problemy samorządów
to głosowanie na Prawo i Sprawiedliwość, które potrafi dobrze zarządzać
i państwem i naszymi małymi ojczyznami.
– Opozycja w bytomskiej Radzie Miejskiej de
facto wymusiła na prezydencie, by obniżył sobie pensję, postuluje też obniżkę
diet radnych. Co pan o tym sądzi?
– Przyznam, iż mam co do tego postulatu mieszane uczucia.
O ile jestem w stanie zrozumieć i poprzeć obniżkę diet radnym na
czas pandemii, to niezrozumiałym jest dla mnie obcinanie pensji prezydentowi –
ktokolwiek by nim był – dużego miasta, z tak wielkimi problemami, jak
Bytom. Prezydent nie pracuje od 7 do 15 przez 5 dni w tygodniu, ale,
a potwierdzi to chyba każdy z dotychczasowych prezydentów, jest
w pracy na okrągło. Za ciężką pracę, jeśli jest wykonywana efektywnie,
powinno się wynagradzać godnie.
– Czy pomoc jaką ze strony miasta otrzymali bytomscy
przedsiębiorcy jest wystarczająca?
– O to, należałoby pytać raczej przedsiębiorców. Uważam,
że wszystko co miasto mogło zrobić w tej kwestii, zostało zrobione. Jeśli
jednak pojawiłyby się jakieś nowe propozycje, kierowane właśnie ze strony
przedsiębiorców, to na pewno pochylilibyśmy się nad nimi z uwagą.
– Jak pan ocenia to, co się dzieje wokół wyborów
prezydenckich?
– Gdyby nie obstrukcja Senatu, to już od przynajmniej trzech
tygodni bylibyśmy przygotowani do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych
w dniu 10 maja. Ubolewam, że wzięła w niej udział także senator KO
z Bytomia, która chyba wciąż nie dostrzega, że marne poparcie jej
kandydatki w sondażach nie jest wystarczającym powodem do tego, aby
rujnować demokratyczny porządek w państwie. Pomimo tego wybory jednak
odbędą się w konstytucyjnym terminie i każdy z nas, bezpiecznie,
będzie mógł oddać swój głos. Ja oczywiście zagłosuję na Andrzeja Dudę.
– W całej Polsce PiS i KO się zwalczają,
a u nas sielanka i wspólne rządzenie miastem. Jak to robicie?
– O sielance w Bytomiu mówić będziemy mogli dopiero
wtedy, gdy w budżecie miasta wpływy przewyższą wydatki, a jedynym
problemem będzie to na co te pieniądze można wydać. Do tego jeszcze, niestety,
droga daleka. Natomiast podkreślić po raz kolejny trzeba, iż Prawo
i Sprawiedliwość zdecydowało się na podjęcie współpracy z prezydentem
przede wszystkim dlatego, aby wziąć realną odpowiedzialność za wyeliminowanie
problemów, z jakimi zmaga się Bytom. Tym najważniejszym była oczywiście
walka z nielegalnymi odpadami. Już przed wyborami obiecaliśmy mieszkańcom,
że jeśli PiS będzie w mieście rządził, to walkę tę wygramy. Mieliśmy
bowiem opracowaną diagnozę problemu oraz plany i ludzi, którzy
gwarantowali skuteczną walkę i uwolnienie miasta od tej plagi. I tak
się też stało. Dzięki działaniom zastępcy prezydenta Waldemara Gawrona
i skupionej wokół niego grupy ludzi, nie mamy już w Bytomiu śladu po
tym procederze, który kwitł tutaj bezkarnie przez lata. W rok
zrealizowaliśmy wszystko, co obiecaliśmy w programie wyborczym Prawa
i Sprawiedliwości, łącznie z odzyskaniem dla miasta miejskiego
składowiska odpadów. To sukces, który był możliwy wyłącznie dlatego, iż
zdecydowaliśmy się na wzięcie ciężaru tej walki na siebie.
– W tej dobrej współpracy na linii PiS-KO był
jak dotąd tylko jeden wyłom. Nie poparliście prezydenckiego projektu ustanowienia
dzielnic Bytomia. Dlaczego?
– Ponieważ nie ma sensu tworzenia fikcji. Dzielnice Bytomia,
chociaż nie na papierze, to przecież jednak istnieją. Nie podzielaliśmy
argumentu, że taki projekt jest konieczny, aby właściwie podzielić budżet
obywatelski. I ponownie mieliśmy rację, co okazało się miesiąc później,
gdy przyjęliśmy uchwałę, która bez ustanawiania dzielnic, sprawiedliwie
podzieliła środki przeznaczone na finansowanie zgłoszonych do BO projektów.
– Z Internetu dowiedziałem się, że
w czerwcu w Bytomiu planowany był marsz równości organizowany przez
środowiska związane z LGBT. Pewnie do niego nie dojdzie przez pandemię,
ale gdyby jej nie było próbowałby pan zablokować to wydarzenie?
– To nieprawdziwa informacja. W Bytomiu nikt nigdy nie
planował przeprowadzenia tego typu żałosnej prowokacji, bo tym w istocie
są te marsze. W ich trakcie obraża się w sposób wulgarny najświętsze
dla katolików symbole i uczucia religijne wielu osób. Jeśli w naszym
mieście ktokolwiek planowałby promowanie tego typu zachowań dewiacyjnych to
oczywiście musiałby liczyć się z tym, że osoby obrażane zareagują.
– Pamiętam Macieja Bartkowa z lat
dziewięćdziesiątych minionego wieku – stojącego na ulicy i skandującego do
uczestników pochodu pierwszomajowego: „SLD – KGB” oraz „Raz sierpem, raz młotem
czerwoną hołotę”. Co w panu do dziś zostało z tamtego chłopaka?
– Wszystko. Cały czas uważam, że SLD to postkomunistyczna
agentura założona za moskiewskie pieniądze. Na zawsze symbolem ich rządów
pozostanie nietrzeźwy Aleksander Kwaśniewski, chwiejący się nad grobami Polaków
zamordowanych w Charkowie.
– Jest pan znany także jako autor książek
historycznych. Co pan teraz pisze?
– Aktualnie na wydanie czekają dwie moje nowe książki.
W pierwszej, zatytułowanej „Akta skarbów” opisuję kilkanaście ciekawych
historii, które odnalazłem w archiwum IPN. Ukaże się ona z lekkim
opóźnieniem, z uwagi na perturbacje wydawcy związane z koronawirusem.
Druga natomiast poświęcona jest walce komunistów z kultem św. Maksymiliana
Kolbe. Jak się okazuje, tak jak wcześniej był groźny dla nazistów, tak po
śmierci kult Jego postaci za groźny uznali rządzący Polską komuniści.
W archiwach IPN odnalazłem tysiące dokumentów pokazujących, do jakich
metod posuwali się, aby zniszczyć pamięć o tym wielkim świętym.
Szczególnie raduje mnie fakt, że książkę tę wyda Wydawnictwo Ojców
Franciszkanów z Niepokalanowa, a więc najważniejsze dzieło wyrosłe
z Ojca Maksymiliana. Ukazać się ma we wrześniu, a premiera nastąpi na
Targach Wydawców Katolickich w Warszawie.
Rozmawiał: TOMASZ NOWAK